Stało się, najbardziej wyczekiwany moment tego sezonu, najważniejszy mecz
najważniejszych rozgrywek, największe wydarzenie medialne i sportowe roku 2013
za nami. Po znakomitym spotkaniu w niemieckim finale Ligi Mistrzów na Wembley
zwyciężył Bayern Monachium, który pokonał Borussię Dortmund 2 do 1. Arjen
Robben zrewanżował się za wszystkie przestrzelone sytuacje z ważnych meczów,
Robert Lewandowski przeszedł się po kostkach Jerome'a Boatenga, a Neven Subotić
zaliczył defensywną interwencję stulecia. To wszystko i wiele innych momentów
zapamiętamy z tej bardzo ciekawej, emocjonującej rozgrywki. Ale co ten mecz
przyniesie nam w przyszłości, jak za parę miesięcy będą wyglądały zespoły
obydwu finalistów, jak niemiecka dominacja w tym sezonie wpłynie na stan
futbolu w kraju naszych zachodnich sąsiadów, a także w całej Europie, komu
przypadnie w udziale złota piłka i tytuł najlepszego
zawodnik w Europie sezonu 2012/2013? Wydaję mi się, że na wiele z tych
pytań już wczoraj mogliśmy znaleźć odpowiedzi.
W Monachium wydaje
się, że lepiej już chyba nie będzie. Drużyna gra niesamowicie skutecznie,
perfekcyjnie, ambitnie, spektakularnie, z ogromną koncentracją, pochwały nad
występami Bayernu można mnożyć w nieskończoność. Ale czy taka idylla może trwać
wiecznie? Czy Pep Guardiola jest w stanie przejąć ten niezwykły zespół i
wyciągnąć z tych piłkarzy coś jeszcze? Hiszpan naprawdę nie jest w dobrej
sytuacji, oczekiwania i kontrakt są ogromne (jak zawsze w Bawarii), wyniki i
gra zespołu pod wodzą poprzednika były wyśmienite, będzie piekielnie trudno to
wszystko przebić i bezboleśnie wprowadzić w grę Bayernu piękno tiki-taki. Choć
wydaje się to nietypowe, w związku z obecnym sezonem, jaki zafundowali nam
piłkarze FC Hollywood, ale czekają nas kolejne wzmocnienia i jeszcze większe
poszerzanie składu tegorocznego zwycięzcy Ligi Mistrzów. Już jest Mario Goetze,
perełka niemieckiej piłki, sprawdzony w Bundeslidze, gracz o potencjale na
bycie w pierwszej 5 najlepszych piłkarzy globu. Do tego zapewne dojdzie Robert
Lewandowski, lub inny światowej klasy snajper, kilku wybijających się graczy
Bundesligi (choćby Kirchoff) i najszersza kadra klubowa w Europie będzie
powiększona o kolejne idealnie wpasowane trybiki w maszynie. Moim zdaniem w
Monachium, z ich potencjałem, marką, pieniędzmi, szeroką, wciąż młodą kadrą i
nowym, znakomitym trenerem, mogą spodziewać się złotej i to szczerozłotej ery.
Symboliczna zmiana na tronie już się dokonała, rozbicie 7 do 0 Barcelony
otworzyło Monachijczykom drzwi do piłkarskiego raju, na którym mogą się
zadomowić i przez kilka najbliższych lat spokojnie na nim pozostać. Chyba mamy
materiał na pierwszą drużynę, która wygra Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu,
zapewne są oni głównym faworytem bukmacherów już na następny sezon i kilka
kolejnych.
Borussia
Dortmund jest po najlepszym okresie w Europie od roku 2002. Wszystkich ujął
styl, jakim żółto-czarni wywalczyli sobie bilety na Wembley. Niesamowite
pojedynki już od pierwszej rundy, zgniecenie klasowego przecież Szachtara,
pasjonująca batalia z Malagą i te niepowtarzalne 3 minuty doliczonego czasu gry
oraz świeżo pozostający w naszej pamięci pojedynek z Realem, 4 do 1 na Signul
Iduna Park, 4 bramki Lewego, końcowy sukces w tym dwumeczu i indywidualne
zwycięstwo, jakie Klopp odniósł nad Jose Mourinho (JM przegrał z trenerem
Borussi zdecydowanie obydwa dwumecze). Lecz teraz, w związku z odejściem
Goetzego, wychowanka klubu, dumy szkółki Borussi i całego Dortmundu oraz
prawdopodobnego pożegnania się z Robertem Lewandowskim, być może Hummelsem,
Gundoganem, nawet Reusem, nasuwa się pytanie czy na kolejny finał Ligi Mistrzów
w Zagłębiu Ruhry nie poczekają kolejnych kilkunastu, albo nawet kilkudziesięciu
lat. Oczywiście Juergen Klopp kilkukrotnie pokazywał nam, że jest magikiem, nie
ma u niego graczy niezastąpionych i niczym David Coperfield potrafi z kapelusza
wyjąć kolejnych klasowych futbolistów. Odchodził najlepszy zawodnik Bundesligi
Nuri Sahin, w jego miejsce przyszedł dzisiaj o klasę lepszy od Turka Gundogan.
Grę w Manchesterze wymarzył sobie Shinji Kagawa, za pieniądze z jego sprzedaży
kupujemy Reusa, który praktycznie z marszu idealnie wkomponował się w styl
prezentowany przez Borussię. Ale teraz, po sukcesach w będącą największym oknem
na Świat Lidze Mistrzów jest szansa na masową sprzedaż kluczowych asów w talii
Kloppa. O ile zastępowanie jednego ważnego gracza innym w jednym oknie
transferowym było dla twórcy sukcesów BVB możliwe, tak sytuacja gdzie może
odejść nawet 4 do 5 grajków z pierwszego składu jest bardzo trudna i
znalezienie tak perfekcyjnie wpasowanych elementów układanki jest chyba
zadaniem z gatunku mission impossible. Klub, pomimo ogromnych sukcesów
ostatnich 3 sezonów, nie jest wciąż na tym samym poziomie sportowym i
marketingowym co Bayern, więc dużo trudniej będzie mu utrzymać kolejne gwiazdy
i znaleźć horrendalne sumy na spłacenie równie dobrych zastępców. W
najbliższych sezonach widzę ekipę z Dortmundu w okolicach 2. miejsca w
Bundeslidze i jeżeli transfery w miejsce Goetzego i Roberta w miarę wypalą to
nawet w półfinale Champions League. Ale niestety dla nas Polaków, sezonowych
lub nie, kibiców Borussi zespół ten z ciągle podkupowanymi kluczowymi
piłkarzami ma pewien poziom, którego przy corocznej destabilizacji składu i już
dzisiaj bardzo wąskiej kadrze raczej nie osiągnie.
Cała Bundesliga
ogólnie z wczorajszego zwycięstwa Bayernu raczej się nie cieszy. Nie dość, że
najbogatszy, najbardziej perfidny, ciągle podkradający najzdolniejszych z
innych zespołów w lidze niemieckiej Bayern ma bardzo realną szansę na potrójną
koronę, to jeszcze teraz najlepszy w Bundeslidze napastnik odchodzi do
Monachium, czym osłabia rywalizację o mistrzostwo w kolejnych sezonach. Już w
tym roku mecze Bayernu nie były w większości przypadków specjalnie
emocjonujące, pogromy typu 9-2 czy 7-0 miały miejsce stosunkowo często, a teraz
jedyna drużyna, która mogła Bawarczykom zagrozić przegrała z nimi bezpośredni
finał i dodatkowo traci na ich cześć najprawdopodobniej dwóch bardzo ważnych
graczy. Walka o majstra może się kończyć już w grudniu, przy kosmicznych rezultatach,
jakie osiągali zawodnicy Bayernu podobnie może być z walką o koronę króla
strzelców. Ale z drugiej strony to zwycięstwo wpływa jednak bardzo pozytywnie
na obraz niemieckiej piłki. Piękne, zapełnione do ostatnich miejsc stadiony,
niezadłużone, przynoszące zyski kluby, wysoka średnia bramek, wiele wrażeń
czysto artystycznych, dużo talentów nie tylko z Niemiec biegających po
równiutkich, świetnie przygotowanych murawach, ogólny bardzo wysoki poziom 3.
dziś ligi Świata (z potencjałem na pierwszą pozycję). Tak samo pozytywnie ten
finał działa na obraz niemieckiej piłki reprezentacyjnej. Pokolenie ,,wiecznie
drugich" pokazało wreszcie, że potrafi wygrywać puchar i zdominować
najważniejsze rozgrywki. W kontekście przyszłorocznego mundialu dla naszych
zachodnich sąsiadów ten finał będący ich wewnętrzną sprawą jest ogromnie ważny.
Teraz piłkarze Joachima Loewa, wśród których przecież prym wiodą bohaterowie
wczorajszego spektaklu nie mogą mieć żadnych kompleksów w potencjalnej
konfrontacji z ich największym obecnym katem - Hiszpanią (których przecież tak
pięknie rozbili w półfinałach LM). A pamiętajmy także, ze brylancików w
młodzieżowych kadrach niemieckich nie brakuje, niech świadczą o tym ciągłe
sukcesy reprezentacji od U-15 do U-21. Finał ten zatem przypomina w wręcz
nachalny sposób o znakomitej kondycji piłki nożnej w Niemczech na poziomie
klubowym, a także reprezentacyjnym. Sportowo, organizacyjnie, marketingowo i
finansowo cała Europa powinna brać przykład z przecież kiedyś tak nudnych i
siermiężnych Niemców.
Piłce
europejskiej sukces Bayernu przynosi także niezwykle dużo dobrego. Dzięki temu
po raz kolejny wszystkie topowe drużyny zaczynają zmiany kadrowe, zapowiadają
się wielkie transfery, wszystko po to, by móc pokonać wszechmocnego rywala z
Monachium. Poziom i styl, jaki prezentują Bawarczycy nakręca w niesamowity
sposób wyścig zbrojeń, którego będziemy świadkami w czasie nadchodzących
wakacji. Roszady trenerskie na najważniejszych stołkach, wielkie gwiazdy
zmieniające otoczenie, całkiem nowe projekty w wielu liczących się klubach, oj
zapowiada się gorąco i niezwykle ciekawie. Niech za przykład posłużą mi Neymar
i Jose Mourinho. Gdyby nie Bayern Barca nie zostałaby tak brutalnie posadzona
na ziemię, przez co rozpoczęła wielkie wietrzenie magazynów i remont w
najważniejszych częściach zakładu, czego pierwszym efektem jest zakup
brazylijskiego maga. Gdyby nie Bayern, ,,The Special One" zagrałby w
zeszłym roku w finale LM, który zapewne wygrałby ze znaną mu od podszewki
Chelsea, sięgnąłby po magiczną Decimę i przez kilka lat więcej oglądalibyśmy go
w Madrycie. A tak oto Gra o Tron, opuszczony przez Barcelonę, zajęty przez
Bayern Monachium, zapowiada się naprawdę imponująco, najciekawiej od kilku lat.
Już nie mogę się doczekać przyjazdu Guardioli na Camp Nou, bądź Stamford
Bridge, ależ to będą pamiętne pojedynki. Zaś w kontekście nagród indywidualnych
wybór najlepszego piłkarza roku 2013 i sezonu 12/13 jest bardzo trudny, o ile
nagrodach UEFY możemy spodziewać się kogoś z Monachium, tak w konkursie na
Złotą Piłkę FIFA chyba znowu wyścig rozstrzygnie się między Cristiano Ronaldo i
Leo Messi, niestety plebiscyt ten stał się ostatnio bardziej konkursem
popularności, niż prawdziwym wykładnikiem tego, kto w danym sezonie był na
boiskach Europy naprawdę najlepszy.
Zatem,
możemy Bayernu nie lubić, możemy denerwować się, że piłka europejska zaczyna
coraz bardziej nudzić i po dominacji Dumy Katalonii teraz ciągle będziemy słyszeć
o sukcesach Bayernu, ale pamiętajmy, aby docenić to, co wielkiego stworzono w
Monachium. Pamiętajmy także o fantastycznym sukcesie Borussi Dortmund i miejmy
nadzieję, że nie podzieli losu innego niespodziewanego finalisty Champions
League ostatnich lat - AS Monaco (które swoją drogą wraca w wielkim stylu,
zaopatrzone w pieniądze obrzydliwie bogatego właściciela). Ten niesamowity sen,
jaki przytrafił się graczom BVB pokazuje prawdziwe piękno futbolu, jego
nieprzewidywalność i to, że nie zawsze do sukcesu potrzeba ogromnie dużych
funduszy, wystarczy rozsądne prowadzenie klubu oraz inteligentny, przebojowy
trener z wieloma pomysłami. A dla nas, Polaków to także był niesamowity sezon,
kiedy (czy w ogóle) będziemy znów mieli trzech naszych piłkarzy w finale najważniejszych
klubowych rozgrywek na Świecie bardzo trudno powiedzieć. Podelektujmy się
jeszcze raz tymi czterema bramkami Roberta z Realem, Piszczkiem eliminującym z
gry samego Cristiano Ronaldo oraz zawsze ambitnym i dającym drużynie niezwykle
dużo spokoju, a zarazem przebojowości Kubą Błaszczykowskim. Tegoroczny sezon
Champions League można bez żadnego skrępowania streścić sloganem innych
niepowtarzalnych rozgrywek - Where Amazing Happens.
PS. Jeszcze
raz zapraszam wszystkich (przypadkowych, bądź nie) czytelników do komentowania
na blogu lub facebooku, najlepiej nieanonimowo:). Proszę także o wpisywanie w
komentarzach Waszych propozycji na kolejne tematy postów, wszystkie chętnie
przeanalizuje i na pewno napiszę coś na podstawie pomysłów, które znajdą się w
komentarzach.