piątek, 26 kwietnia 2013

Powrót


Po 4 latach od momentu powstania bloga zdecydowałem się powrócić do jego prowadzenia. Przez ten czas wiele się zmieniło, inaczej dziś prezentuje się wygląd bloga, inaczej też będzie pisany. Mam nadzieję, że stałem się lepszym dziennikarzem i liczę na to, że każdy kto miał lub będzie miał okazję trafić na tego bloga nie zawiedzie się i kiedyś tu jeszcze wróci :).
Reaktywację w świecie internetu chciałbym zacząć od recenzji jednego z najpopularniejszych filmów ostatnich miesięcy, Django w reżyserii Quentina Tarantino. Zapraszam i życzę miłej lektury.

                       Zemsta na Dzikim Zachodzie
Czy w Hollywood można zrobić film o niewolniku, który stara się odnaleźć ukochaną, wrócić do niej i ją wyzwolić? Tak, jak najbardziej tak, lecz gatunek, w który ten film jest ubrany musi w danym czasie być popularny i dawać szansę na wielki sukces. Quentin Tarantino, jeden z najbardziej niepokornych i oryginalnych twórców współczesnego kina tym się nie przejmuje i swoją historię o zemście, miłości, walce z ciemiężycielami tworzy w konwencji spaghetti westernu, gatunku dziś zapomnianego. Jest to swoisty hołd reżysera ,,Pulp Fiction” dla filmów tego typu, które czasy świetności mają już dawno za sobą i wydawać by się mogło, że więcej już na srebrny ekran nie wrócą. ,,Django” takim właśnie filmem jest i nie trzeba być fanem westernu, żeby film ten mógł się podobać.
                Najnowsze dzieło QT to opowieść o tytułowym Django, czarnoskórym niewolniku, który dzięki pomocy łowcy nagród, dr Schultza zostaje uwolniony i postanawia ze swoim wybawcą wyruszyć w drogę po Dzikim Zachodzie by znaleźć  żonę, z którą został parę lat wcześniej brutalnie rozdzielony. Poszukiwania kończą się na plantacji psychopatycznego Calvina Candiego zwanej Candyland, na której to znajduje się żona głównego bohatera. 
            
 ,,Django” to przede wszystkim film opowiadający o zemście, niepohamowanej,  trudnej do zaakceptowania, rosnącej każdego dnia chęci zemsty, która kieruje większością poczynań naszego bohatera. Każde starcie z przeciwnikiem jest tu spowodowane potrzebą odwetu, wymierzenia sprawiedliwości, zrewanżowania się swoim oprawcom. Reżyser dotyka także tematu nie tylko pojedynczej postawy, lecz całego problemu niewolnictwa w Stanach Zjednoczonych. W swój bardzo oryginalny, krwawy sposób pisze on nową historię niczym w ,,Bękartach Wojny”, wymierza sprawiedliwość dziejową, karze złych białych za wyzyskiwanie rasy czarnej, zmierza się z ideologią rasistowską, pokazując, że czarni, czy biali, wszyscy jesteśmy tacy sami, mamy takie same prawa do życia, zemsty, miłości, walki z krzywdą, jaka spotkała nas, albo naszych bliskich. QT prowadzi swoisty rozrachunek z niewolnictwem na południu USA, daje do zrozumienia jak bardzo zdeprawowany, pozbawiony skrupułów świat wtedy utworzono, jak niezwykle wyzyskiwano czarnych, jak bardzo potrzebne było stworzenie historii o vendetcie jednego z czarnoskórych niewolników.
                Kolejnym motywem przewodnim jest jak w każdym filmie Tarantino brutalność. Czasem  nierozumiana, czasem krytykowana, ale na pewno bardzo charakterystyczna dla twórcy i jego dzieł. Hektolitry czerwonej mazi dalej zalewają ekran przy każdym poważniejszym starciu, sceny momentami są niezwykle mocne,  krew tryska tradycyjnie w nienaturalny sposób, kończyny padają po każdym kącie, ogień niesie się wszędzie, nieustannie słychać wystrzały rewolwerów, wybuchy bomb, krzyki radości, bądź bólu bohaterów. Scenarzysta ,,Prawdziwego Romansu”  kolejnym filmem potwierdza swój styl, wszystkie te okropności stają się jeszcze bardziej jego znakiem rozpoznawczym, choć brutalnym, to jednak podanym z przymrużeniem oka, w formie pastiszu na wszystkie filmy, które tylko z tej krwi czerpią. Śmierć dalej jest dla niego formą krwawej zabawy, wszystko dzieje się bardzo szybko, nie mamy czasu na to, aby zobaczyć jak wielkim cierpieniem owa śmierć jest, gdyż taka jest konwencja, reżyser z ironią podchodzi do przemocy, jest ona zbyt intensywna, przeestetyzowana, aby móc traktować ją zawsze na poważnie.
                Aktorstwo i prowadzenie narracji to nadal zdecydowanie najlepsze cechy filmu. Tarantino wie kiedy przyspieszyć, wie kiedy wprowadzić zabawną wymianę zdań, wie kiedy wprowadzić ciągnące się jak spaghetti właśnie sceny przemierzania Stanów Zjednoczonych, kiedy czas na krwawą scenę walki, a kiedy następują rozmowy  bardzo poważne, dotyczące ideologii, poglądu na życie . Choć dialogi nie są już tak błyskotliwe i  świeże, nie są klasykami jak chociażby rozmowa o napiwkach we ,,Wściekłych psach”, lecz zdecydowanie trzymają poziom, a chociażby komiczna scena z Ku Kux Klanem  to 5 minut fantastycznego humoru. Scenariusz napisany mistrzowsko, nie można się dziwić, że Tarantino dostał za niego Oscara, mamy tam wszystko, zwroty akcji, znakomicie napisane postaci, o niezwykle różnorodnej charakterystyce.  Od zdecydowanego Django, przez pomocnego i szlachetnego Schultza, krwiożerczego i psychopatycznego, a zarazem dystyngowanego Candiego do służalczego i przebiegłego Stephena. Wszyscy ci bohaterowie są znakomicie zagrani, reżyser ,,Django” dobrze dobrał odtwórców głównych ról, Jamie Foxx idealnie sprawdza się w roli wybawiciela, a jego luzacki styl i świetne warunki fizyczne nadają głównemu protagoniście filmu niezwykłego charakteru i komponują się w idealną całość. Postać grana przez Christophera Waltza to temat na oddzielną recenzję, niezwykle dokładny, inteligentny, zmanierowany swoją precyzją dr Schultz  w  roli Waltza to naprawdę niesamowity bohater, aktor wkłada cały swój kunszt gry aktorskiej, psychologicznej budowy postaci i charakterystyczny niemiecki akcent, tworzy rolę po prostu zjawiskową. Leonardo DiCaprio także znakomicie się sprawdza, jego bohater jest bezwzględny, zwyrodnialec z własną, chorą ideologią wyższości rasowej o pięknej twarzy młodzieńca to zdecydowanie ciekawe połączenie - głębokie, piękne oczy DiCaprio, a w nich palące się szaleństwo. Bohaterowie poboczni także są znakomici, ale wszystkim show kradnie niezawodny jak zwykle Samuel L. Jackson, który swoją postać świetnie kreuje jako uosobienie zła, hipokryzji i zdrady.
                Zatem, reasumując najnowszy film twórcy ,,Jackie Brown” to kapitalne kino, w którym nawiązań do innych twórców, do innych filmów, zabawy konwencją i prób łączenia form filmowych mamy mnóstwo, lecz tym razem Tarantino zabrał się za problem społecznie naprawdę istotny i pomimo krytyki ze strony organizacji walczących o prawa czarnych robi to na swój oryginalny, ciekawy sposób. ,,Django” jest jednym z lepszych filmów ostatnich lat, od strony technicznej dalej mamy dzieło skończone, aktorstwo, montaż, scenariusz, muzyka, zdjęcia, wszystko to połączone z niecodziennym pomysłem na kino, jaki ma reżyser z Tennessee daje znakomity efekt. Jedyne czego brakuje to ta świeżość i mimo wszystko jeszcze większy, filmoznawczy dystans, z jakim Tarantino podchodził do swoich pierwszych projektów. Dziś jest to być może artysta bardziej świadomy i doświadczony, lecz zatracił gdzieś tę swoją bezpośredniość i oryginalność. Niemniej ,,Django” polecam wszystkim, film może się podobać, a każdy kto chce zobaczyć przemierzanie Dzikiego Zachodu przy bangerach Ricka Rossa, lub pojedynki strzeleckie przy akompaniamencie przebojów 2paca na pewno nie będzie zawiedziony.
                                                                                                                                                                                                                                         Ocena kinomaniaka 4+/6






                                                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz