sobota, 21 marca 2009

W czasach kryzysu


Po kilkunastu dniach bez posta postanowiłem, że wreszcie trzeba coś znowu napisać, ponieważ działo się ostatnio na Świecie niezwykle dużo. Pewnie większość osób ma nadzieję na jakiś komentarz odnośnie meczu naszych orłów, lecz doszedłem do wniosku, że nasi dzielni reprezentanci swoją grą ,,powiedzieli' wszystko co można było powiedzieć. Nie będzie też milionowej informacji odnośnie Borubara, ponieważ z tym panem coś musi się stać, bym zamieścil na jego temat jakąś notkę. Tym razem przeanalizuję losowanie LM, bo jest to temat, który ciekawi nas dużo bardziej niż kolejne kłótnie między Leo a prezesem Latą.


1 para: Arsenal-Villarreal. Hmmm, co by napisać o jednej z najsłabszych par 1/4 LM od kilku lat. The Gunners w tym sezonie nie tylko są nieskuteczni, ale także grają pilkę przeciętną ,nie pokazując zbyt wiele fajerwerków. Lecz ostatnimi czasy 4 siła w Anglii wychodzi powoli na prostą i wydaje się, że może wreszcie weszli na odpowiednie tory i znowu podopieczni Wengera będą zadziwiać całą Europę piękną i elegancką grą. Żółta łódź podwodna w tym sezonie nie powala na kolana piękną gry,lecz zawodnicy Pellegriniego są niezwykle skuteczni. Liderem drużyny jest młody Włoch Giuseppe Rossi, który nie znalazł uznania w oczach sir Alexa Ferusona, ale w drużynie ze wschodniej części Hiszpanii odnalazł się kapitalnie i jest wielką nadzieją włoskiej piłki. Z mojej strony oczekuję spotkania, w którym zobaczymy wreszcie prawdziwy Arsenal, bo prawdopodobnie większość gwiazd z północy Londynu powinna wykurować się na pierwszy mecz. Jeśli Cesc i spółka nie zagrają na pełni swoich możliwości to możemy się spodziewać piłkarskich szachów, niezbyt ciekawych dla oka przeciętnego kibica. Mój typ:zwycięstwo Arsenalu.

2 para: Man Utd.-FC Porto. Najdziwniejsza para ze wszystkich czterech. Z jednej strony Czerwone Diabły, które w tym sezonie celują w potrójną koronę, chcąc pobić wszelkie możliwe rekordy, lecz ostatnio złapali zadyszkę i nie ma już tak dużej pewności, że zdobędą przynajmniej mistrzostwo Anglii. Z drugiej strony FC Porto, na które chcieli wpaść wszyscy uczestnicy LM, lecz nie wydaję mi się, aby byli chłopcami do bicia, gdyż grają na dobrym poziomie i w lidze portugalskiej mają szansę na kolejne już mistrzostwo kraju z rzędu, a tercet Rodriguez-Lisandro-Hulk jest moim ulubionym tercetem, obok oczywiście El Tridente z Barcelony. Mam nadzieję, że zobaczymy spotkanie na wysokim poziomie,w którym podopieczni Jesualdo Ferreiry napsują trochę krwi dumnym obrońcom mistrzowskiego trofeum. Mój typ: Manchester powinien wygrać, aczkolwiek sądzę, że nie bez problemów i naprawdę będą musieli się natrudzić w tym dwumeczu.
3 para: Liverpool-Chelsea. Najlepszy i najbardziej wyrównany pojedynek. Gracze Beniteza prezentują od jakiegoś czasu futbol nie z tej ziemi, ale nasuwa się pytanie jak długo są w stanie w te formie się utrzymać. A The Blues? Od momentu przyjścia Guusa Hiddinka poprawili grę w każdym aspekcie, odrodzili się Drogba, Lampard, a linia defensywna wygląda o niebo lepiej niż za czasów Scolariego. Oczywistym smaczkiem jest fakt, że jest to kolejny już pojedynek tych dwóch ekip w rozgrywkach Champions League, ale tym razem nie jest to półfinał, jednak emocje szykują się na poziomie finału w Rzymie. Mój typ: Liver nie powinno wytrzymać tak zabójczego tempa, do tego walczą jeszcze o mistrzostwo Anglii, a włodarze klubu z miasta Beatlesów wyraźnie mówili o większej chęci na to by w klubowych gablotach znalazł się puchar Barclays Premier League. Stąd uważam,że londyńczycy wyjdą zwycięsko z tej Bitwy o Anglię.
4 para: FCB-FCB... Bardzo fajna para, w której zmierzą się ekipy grające najbardziej ofensywną piłkę w poprzedniej rundzie. Głównym motorem napędowym gry Bawarczyków jest Franck Ribery i to w szczególności od niego zależeć będzie wygląd ofensywy Bayernu, choć są jeszcze tacy zawodnicy jak: Toni,Podolski,,czy też Baltazar (dla wtajemniczonych) Schweinsteiger, ktorzy tez swoje potrafią. Ale jeżeli popatrzymy na tegoroczne dokonania Barcy, fakt, że kryzys mają już wyraźnie za sobą, wzmianki Pepa Guardioli o mikro-cyklach, dzięki którym drużyna będzie przygotowana kapitalnie w najważniejszym okresie sezonu oraz na to,że w 29 spotkaniach Primera Division trojka Henry-Etoo-Messi ustrzeliła 59 (!) bramek to można dojść do wniosku, że klub z Bawarii trafił na przeciwnika najtrudniejszego z możliwych. Mój typ: trochę subiektywnie muszę przyznać,ze nie widzę innego rozwiązania poza wyjściem Katalończyków, ale rewanż na Allianz Arena niepokoi moje, niebiesko-granatowe serce.
Zatem kwietniowe wieczory z Ligą Mistrzów szykują się bardzo ciekawie i może dojść do wielu zaskakujących rozwiązań. A WY,drodzy czytelnicy,jak myślicie kto awansuje dalej w najbardziej prestiżowych rozgrywkach europejskich?

piątek, 20 marca 2009

Kto na MVP?

Po napisaniu pierwszego posta postanowiłem, by znowu zrobić trochę bezcelowy ranking/plebiscyt. Tym razem wybór padł na temat ,który był już poruszany jakieś milion razy, czyli ,,Kto powinien zostać MVP sezonu zasadniczego NBA?". Ale, jak to się mówi, od przybytku głowa nie boli, więc i ja rozpracuje trochę ten jakże nużący każdego fana basketu temat.



Na pierwszy ogień pójdzie Kobe ,,jestem lepszy o jeden numer od Jordana" Bryant. W sumie można powiedzieć, że jest to obecnie największa gwiazda ligi, że gra w najfajniejszym zespole, że jako jedyny ma personal best na poziomie 80 pkt i że jako jedyny ma/miał fajne perypetie życiowe (czyli jak w wieku 20 lat można być najbogatszą recepcjonistką Świata). A jego tegoroczne statystyki to: PPG: 27.7; RPG: 5.40; APG: 4.9. Widzimy zatem, że są to w porównaniu do poprzednich sezonów podobne statystyki, jeżeli chodzi o zdobycze punktowe i zbiórki, ale za to w asystach Kobe poprawił się, co oczywiście najbardziej cieszy Phila Jacksona. Lakersi są na miejscu pierwszym w swojej konferencji i zapewne zobaczymy ich w wielkim finale, ale czy będą mogli w czerwcu założyć na palce złote pierścienie za zwycięstwo w lidze?  Odpowiedzią na to pytanie jest nikt inny jak Kobe, bo tylko on w świetnej formie jest w stanie poprowadzić Jeziorowców do końcowego triumfu. I teraz nasuwa się pytanie co zrobi Jackson, jak coś stanie się zawodnikowi z numerem 24 na koszulce. Ale na to odpowiedzi narazie nie znajdziemy i lepiej żebyśmy nie poznali, bo NBA bez KB jest jak Michał Wiśniewski bez kolczyków, niby jest, ale czegoś brak.



Kolejny zawodnik brany pod uwagę to mistrz z 2006 roku, czyli Dwayne Wade z Miami. Obrońca Heat gra naprawdę świetny sezon i widać, że odrodził się po paru chudych latach. Bardzo dobra gra obfituje średnią na poziomie 30 pkt, 5 zbiórek i niecałych 4 asyst. Czasami Flash kręci wyniki na poziomie tiple-double i gra nieziemsko.Ogólnie przez cały sezon D-Wade zagrał kilka fantastycznych spotkań,jak choćby: 48 pkt. (15 z 21), 12 asyst, 6 zbiórek, 4 przechwyty,  3 bloki, 5 trójek na 6 celnych (w tym jedna na koniec drugiej kwarty równo z końcową syreną) przeciwko Chicago, 46 punktów, 10 asyst, 8 zbiórek, 4 przechwyty i 3 bloki przy skuteczności 16/29 z gry,  2/3 za 3 punkty i 12/12 z linii rzutów wolnych w meczu z Knicks  w MSG. Wade robi różnicę w każdym pojedynczym spotkaniu i pokazuje,dlaczego w Miami jest/był/pozostanie niekwestionowanym bogiem. Ale na dziś dzień 3 z Miami gra trochę zbyt słabo by wygrać plebiscyt MVP, a jak wszyscy dobrze wiemy nie zostało już zbyt wiele spotkań.



Teraz czas na Supermana z Orlando, czyli Dwighta Howarda. Jedyny center z tego doborowego towarzystwa gra kapitalny, zdecydowanie najlepszy w karierze sezon, prowadząc Magików od zwycięstwa do zwycięstwa. Statystyki DH 12 wyglądają niesamowicie i są oczywiście najlepsze ze wszystkich centrów NBA: PPG21,0, RPG14,0, APG1,3, jedynym z tych ,,większych,grubszych,wolniejszych" ligi,które może rywalizować z nim jest oczywiście niezniszczalny Shaq. Orlando zbudowało bardzo fajną ekipę w tym sezonie, a moja sympatia do nich jest spowodowana nie tylko ładną grą i Howardem, ale zawodnikiem często zmieniającym go,czyli naszym jedynym i niepowtarzalnym Marcinem Gortatem,ale nie o nim miałem pisać:). Wracając do Orlando i ich szans to nie wiedzieć czemu jestem skłonny powiedzieć, że zobaczymy ich w finale konferencji, ale dalej nie awansują, Cleveland jest zbyt mocne. Co do Dwighta można się spodziewać nominacji do pierwszej piątki i tytułu obrońcy roku, ale na MVP to za mało, bo...



Na sam koniec pod lupę biorę zawodnika, którego uwielbiam już od czasów jego debiutu w 2003.  LeBron James w tym sezonie robi na parkietach NBA niezwykłe rzeczy. Statystyki: PPG28,6, RPG7,60, APG7,3 pokazują dobitnie klasę gracza z Ohio, lecz nie oddadzą one tego jaki wpływ na grę Cavs ma ich lider.

23 Cleveland osiągnęła w tym sezonie już kilkanaście razy triple-double, w tym w ostatnim czasie 3 razy z rzędu, czego nie widziano na parkietach NBA od lat 70. Pokazuje to dobitnie jak już w tym momencie legendarnym zawodnikiem jest LeBron. Niesamowita siła fizyczna, niepowtarzalny atletyzm, fantastyczna skoczność i dosyć duże doświadczenie, jak na tak młodego zawodnika robią wrażenie. Swoją drogą ciekawą sprawą jest fakt,że LBJ wraz z biegiem lat przestał być porównywany z samym wielkim AIR JORDANEM, lecz jest to spowodowane zapewne różnicami, które są bardzo widoczne w grze tych dwóch zawodników. Kawalerzyści przed czasami Króla tylko raz osiągnęli poziom finału Konferencji Wschodniej, ale wraz z draftem 2003 (uznawany za 2 w historii) przyszła wreszcie koszykówka na wysokim poziomie. Dziś Cavs to James,a James to Cavs, co ma swoje niesamowite odbicie na rynku marketingowym. Na sam koniec chciałbym powiedzieć coś o szansach Kawalerzystów-moim zdaniem są w stanie wygrać całą ligę, ale mogą równie dobrze odpaść już w 1 rundzie PO, bo poza LeBronem w drużynie brakuje trochę graczy klasowych.


Jednym słowem to LBJ jest moim oficjalnym faworytem do wygrania tytułu MVP i choć nie jestem obiektywny to wydaje mi się, ze mam trochę racji w tym co mówię i to właśnie Pimp Master C zgarnie to trofeum. Jednak wciąć nie możemy być wszystkiego pewni , bo do końca Regular Season zostało jeszcze parę spotkań w których pretendenci do tytułu najbardziej wartościowego gracza sezonu mogą wyprzedzić LeBrona w wyścigu po to trofeum.



P.S. Koszykówka to taki sport, w którym 10 czarnych, spoconych, wielkich facetów biega za skórzaną piłką, a i tak w latach nieparzystych wygrywają Spurs :)

czwartek, 19 marca 2009

Najlepszy lewoskrzydłowy Świata

Zatem zaczynajmy. Nie wiedziałem za bardzo od czego rozpocząć egzystencję tego bloga w wielkim świecie, zwanym internetem, aż nagle wpadłem na pomysł, by poszukać ,,Najlepszego Lewoskrzydłowego Świata". Kiedy słyszę te 3 słowa, przed oczami staje mi ten pan:

Walijski weteran Ryan Giggs zawsze był piłkarzem, który na milionach dzieciaków robił ogromne wrażenie, a jego charakterystyczny styl prowadzenia piłki jest znany i naśladowany wszędzie,od Trinidadu po Malezję. Lecz dzisiaj 11 Manchesteru nie ma tej samej szybkości i zwrotności co kiedyś, a to na pozycji skrzydłowego jest równie obowiązkowe jak Katalończyk stojący w bramce Barcelony. Stąd trudno jest ustalić, kto przejął schedę po zawodniku United. Najlepszym lewonożnym piłkarzem na Świecie jest na pewno ,,Golden Boy", czyli Leo Messi, ale on z typowym lewoskrzydłowym ma niewiele wspólnego. Jest to typowy El Crack, czyli zawodnik biegający po całej połowie przeciwnika, funkcjonujący jako wolny elektron w systemie Pepa Guardioli w Barcie. Ja za lewoskrzydłowego uznaję zawodnika, który niezbyt często schodzi do środka i jest jakby przylepiony do lewej flanki. Obecny futbol nie preferuje takich piłkarzy, ponieważ dziś bardzo liczy się funkcjonalność gracza pod każdym względem. Stąd Messi w tym wyścigu odpada, tak samo jak Cristiano Ronaldo, gdyż poszukujemy piłkarza lewonożnego. Jedyni gracze na poziomie, którzy znaleźli się w czeluściach mojego umysłu to David Silva i Arjen Robben, bo w lidze angielskiej i włoskiej nie znalazłem zawodników mogących rywalizować z tą 2 pod względem umiejętności na klasycznego Left Wing Forwarda, jak określa ich pewna gra piłkarska (nie jest nią FIFA).

Zawodnik Valencii ten sezon spędza głównie na wizytach u lekarzy,ale jeżeli już powraca do gry to robi postrach wśród obrońców drużyn przeciwnych, a jego gra z zeszłorocznego EURO zapadła nam niesamowicie w pamięć i właśnie na boiskach Austrii i Szwajcarii Hiszpan udowodnił swoją wartość. Robben za to jest jest to obok Jesusa Navasa najszybszy zawodnik całej Primera Division i obok Messiego najlepszy drybler, a że bardzo często jest ustawiany na pozycji lewoskrzydłowego to właśnie on stanie szranki w moim prywatnym rankingu na najlepszego LWF. Lider Valencii ma lepszy strzał z dystansu, potrafi dokładniej wykonywać stałe fragmenty gry, gra bardziej zespołowo i więcej myśli na boisku. Za to Latający Holender jest trochę nieokiełznany, bardzo drażni jego niezwykle samolubna gra oraz częste próby nabierania sędziego na rzekomy faul przeciwnika, lecz gdy jest na siłach i jak to się popularnie mówi ,,czuje grę" to wtedy robi z piłką rzeczy, o których duży procent zawodników na Świecie może tylko śnić, a jego ucieczki rywalom na pełnej szybkości z piłką u nogi to zdecydowanie znak rozpoznawczy, nie tylko jego, ale także całej Primera Division.

Zatem, reasumując dwójka Silva-Robben ma zdecydowaną przewagę w wyścigu o tytuł najlepszego lewoskrzydłowego Świata, lecz naprawdę trudno jest zdecydowanie postawić na któregoś z nich. Osobiście wolę Hiszpana, lecz jest to tylko moja sympatia do tego zawodnika, bo nie uważam,że byłby lepszy od (jak to mówi miłościwie nam panujący pan Szpakowski),,Rołbena". Ciekawostką łączącą tę dwójkę jest fakt, że przez swój bardzo charakterystyczny i odważny styl gry niezwykle często łapią różnego rodzaju kontuzje, co przeszkadza im w regularnej grze na stałym, dobrym poziomie. A WY,drodzy czytelnicy, jak myślicie, kto jest następcą Ryan Giggsa?

P.S.Pewnie w oczach pana J.Engela najlepszym lewoskrzydłowym Świata jest ktoś w stylu Jacka Krzynówka,ale jest to już temat na inną,znacznie dłuższą rozmowę:)